sobota, 12 stycznia 2019

VIII

Dyżur, od samego rana chodziłem z uśmiechem i taki o to wszedłem na salę gdzie leżała Leslie, sama odwzajemniła mój uśmiech i praktycznie był to nasz stały punkt wizyt po tym jak przyjąłem ją na oddział.

- Dzień dobry jak się spało?
- Kiepsko, ten oddział źle na mnie wpływa i w dodatku jestem sama na Sali.
- Rozumiem. – zauważyłem siadając na krześle – Nie jest łatwo widzieć te wszystkie twarze.
- W takim razie dlaczego zostałeś onkologiem? – przyjrzała mi się i nie powiem, było to dobre pytanie i nie wiedziałem nawet dlaczego – Pewnie mnie nie pamiętasz.
- Pamiętam, Leslie, trzy lata temu.
- Już nie tańczę, znalazłam pracę na cały etat. Zero seksu. – od razu zauważyła na co się zaśmiałem – W końcu się uporządkowałam a i tak wylądowałam tutaj.
- Masz szczęście, ze znalazłaś się u nas. Możemy cię wyleczyć, ale musisz podjąć się terapii. hormonoterapia, pomoże ale są tez skutki uboczne takiego leczenia.
- Wypadną mi włosy i będę wymiotować jak na filmach? – westchnęła
- Nie, to zupełnie inna terapia. Będziemy podawać ci hormony, ale mogą wystąpić uderzenia gorąca, świąd, zaburzenia miesiączkowania a także niepożądane krwawienia z dróg rodnych. Nudności, zmęczenie. Ale również leki mogą wywołać raka szyjki macicy.
- Zawsze tak straszysz swoich pacjentów?
- Wolę być z nimi szczery, chyba lepiej wiedzieć wcześniej. – zauważyłem a ona tylko westchnęła – Nie ma się co bać, ważne jest, że można wyleczyć twojego raka. I od dzisiaj będziesz pod stałym nadzorem ginekologa. Nie ma, że praca ważniejsza. – zauważyłem a ona mi się przyjrzała – No co?
- Mówisz to z doświadczenia? Czy wiele twoich klientek woli pracować niż się badać?
- Różnie. – zaśmiałem się
- Czy ta terapia jest skuteczna? No wiesz… lubię swoje piersi, faceci też nigdy nie narzekali. I nie chciałabym stracić na swoim życiu seksualnym. – nie powiem mimowolnie przypomniał mi się ich widok w moim łóżku
- Nie będę cię okłamywać, ta terapia jest skuteczniejsza po menopauzie, ale również działa na niektóre przypadki przed. Miejmy nadzieję, ze u ciebie zatrzyma się na tym. Nie chciałbym podawać cię od razu chemioterapii albo już chirurgicznej inwazji.
- Słodziak, mimo tego że ma taką pracę to i tak się troszczy. Od kiedy będę poddana terapii?
- Od momentu aż podpiszesz papiery. – podałem jej teczkę – Nie zrobimy nic wbrew twojej woli, niestety takie są zasady.
- Miałeś już pacjentkę która się nie zgodziła? – a ja tylko pokiwałem głową, że nie – Szczerość popłaca.
- Mam nadzieję. Wszyscy myślą, że my – onkolodzy nie przejmujemy się losem naszych pacjentów. Ale nie jest to zgodne z prawdą, każdy przypadek przeżywam w środku… a już najbardziej dzieci.
- Dzieci… będę je mogła mieć?
- Ryzyko niepłodności jest, ale również jest szansa że nic nie stanie ci na przeszkodzie. I będziesz mamusią.
- A ty masz dziecko? – na co zaprzeczyłem – Myślałam, że młode małżeństwa dzieci mają po roku.
- Obydwoje pracujemy. A wtedy ciężko jest z czegoś zrezygnować. – wzruszyłem ramionami a na salę weszła pielęgniarka – W takim razie zostawiam Panią z decyzją. Jutro przyjdę po odbiór papierów, z podpisem albo i bez.

Wyszedłem z jej Sali i poszedłem na obchód do innych pacjentów. Ale miałem nadzieję, że zgodzi się na leczenie.

&&&

Cały tydzień miałam załadowany, więc z radością przyjęłam informację, że dzisiaj piątek i co za tym idzie impreza. Mój mąż miał mnie zawieźć i sam pojechać na dyżur. Dlatego wpadłam do mieszkania i od razu pobiegłam na górę się przygotować. A trochę tego było i byłam zadowolona z faktu, że dostałam pyszny obiad. Szybko go zjadłam i poleciałam znowu na górę, aby ubrać sukienkę. Gotowa zeszłam na dół, jeszcze raz przeglądając torebkę czy wszystko wzięłam.

- Żartujesz prawda? Nie pojedziesz w takiej sukience. – rzucił Roy na co spojrzałam na niego zdziwiona – Jest za obcisła i twoje cycki tylko mówią, aby je uwolnić.
- Przesadzasz.
- Nie, nie przesadzam. To tak jakbyś założyła piżamę, ale w formie sukienki. A nie będzie mnie tam aby odpędzić od ciebie napalonych artystów.
- Masz pecha bo nie zamierzam się przebrać. Czuję się w tej sukience bardzo dobrze, czy ci się to podoba czy nie. Jak ci się nie podoba to masz nauczkę, trzeba było zamienić się na dyżury. – wzruszyłam ramionami – Normalnie to bym zapytała jak wyglądam, ale wolę nie.
- Nie rozumiem dlaczego ubrałaś się akurat tak, kiedy w szafie wisi kilka rzeczy gdzie jest wszystko ok. widzę, że nowy stanik też masz na sobie.
- A co ty? – warknęłam – Nigdy nie przeszkadzało ci w co się ubieram. I owszem komplet bielizny też mam nowy i nic ci do tego. Ale jeśli dalej masz mnie krytykować to może lepiej zamówię sobie taksówkę.
- Może tak będzie lepiej, zresztą nie po drodze mi.
- Jakoś rano było ci po drodze.

Rzuciłam dzwoniąc po taksówkę a Roy nic nie powiedział tylko poszedł na górę. Trochę poczekałam, ale nawet nie poinformowałam, że wychodzę. Widziałam jak schodził ze schodów, więc odwróciłam się na pięcie i trzasnęłam drzwiami. Tyle tylko, że kiedy stałam z kieliszkiem szampana na wystawie było mi przykro jak go potraktowałam. Bo miał niestety rację, byłam  obserwowana przez grupkę facetów. I wszystkim wzrok skupiał się na moich piersiach. Jednak starałam się o tym nie myśleć i po prostu skupiłam na wystawie i miałam już na oku jeden obraz, który z miłą chęcią powiesiłabym w salonie, dlatego stałam tak i wpatrywałam się w niego.

- Jeśli masz na to ochotę to lepiej się nie zastanawiać. – usłyszałam przy swoim uchu więc się obejrzałam i widziałam przystojnego bruneta – Bo inaczej to cię prześcignę i wypiszę czek.
- Myślałam, że to bardziej pasuje do kobiecego wnętrza.
- Każdy mężczyzna ma coś z kobiety. – zauważył – Autorka, mentorka czy po prostu klientka?
- Przyjaciółka. Audrey…
- Craven. – dokończył za mnie, na co zbił mnie z tropu – Mam na ciebie oko już od dłuższego czasu.
- Przepraszam czy my się znamy? – nie powiem, ale jego słowa wybiły mnie z rytmu i dyskretnie szukałam kogoś znajomego
- Nie osobiście. Arturo La Marche, prosto z Luwru.
- Francuz na wystawie współczesnej sztuki i to początkującego malarza? Raczej nie ten kierunek.
- Owszem, ale sztuka jest po to, aby ją podziwiać. A skowronki mi doniosły, ze moja współpracowniczka się tu pojawi. – rzucił pewny siebie – Bo właściwie jestem tu z twojego powodu. Chcielibyśmy abyś z nami pracowała, w Paryżu. – podał mi wizytówkę – Ja chciałbym mieć ciebie w swoim zespole. A zawsze dostaje to co zapragnę. – puścił mi oczko odchodząc

&&&

Szybko ogarnąłem wszystko związane z dyżurem i udając, że idę na obchód zatrzymałem się pod drzwiami Leslie. Z uśmiechem do niej zapukałem na co sama odwzajemniła uśmiech i usiadła wygodniej.

- Jak tam się czujemy? – spojrzałem na jej kartę
- Całkiem dobrze i innych pacjentów też tak często odwiedzasz? – zaśmiała się na co machnęłam ręką – Piątek a ty dyżur, kiepsko co?
- Przyzwyczaiłem się. Zresztą w domu i tak nikogo nie ma.
- Może to właśnie czas na dziecko? Wtedy zawsze ktoś jest. – rzuciła
- Audrey… sam nie wiem, niby powiedziała, że chciałaby ale to na tyle. A ja… chyba nie jestem gotowy. Dobrze jest jak jest.
- Jeśli tak uważasz. – rzuciła przyglądając mi się – To ta sama z którą miałeś wziąć ślub? – na co potwierdziłem skinieniem – Rozumiem, że nie wie o twoim wyskoku.
- Leslie, jesteśmy dorośli takie rzeczy się zdarzają.
- Owszem, ale byleś moim pierwszym klientem z którym spędziłam całą noc. Owszem taniec, ale my poszliśmy na całość. Twój argument na zawsze chyba wyrył się w mojej głowie: chcę zasmakować wolności zanim zostanę sam z jedną kobietą. I wszystko byłoby ok, gdyby nie to, ze spotkamy się ponownie w takich okolicznościach.
- Nie zdradziłem ją z nikim po ślubie. – westchnąłem – Kocham ją, naprawdę. Ale nie jestem pewien czy chce dziecko, w tym momencie.
- Czasem takie czyny mogą zniszczyć i najsilniejszy związek. Wiem coś o tym, moi najlepsi przyjaciele rozwiedli się z tego powodu. A teraz się nienawidzą. Mimo wielkiej miłości jaka ich niby łączyła.
- Wróżysz mi rozpad małżeństwa? – zaśmiałem się
- Nie, oczywiście że nie. Nie znam Audrey, wiem jak wygląda ze zdjęcia które stało na komodzie. I to wszystko. w dodatku nie znam ciebie. Spędziliśmy ze sobą zaledwie jedną noc. I dużo nie rozmawialiśmy. Chodzi mi jednak o to, ze czasem nie wiem jak mam się zachowywać w naszych relacjach. Zrozumiałam, że przy reszcie pracowników jesteśmy na Pan/Pani.
- Tak będzie lepiej, tutaj dużo plotkują. Właściwie to jeden lekarz już wyleciał z pracy za to jak wdał się w romans z pacjentką. Dlatego to temat tabu i wolę jak pacjenci mówią do mnie Pan/Pani kiedy ktoś jest.
- Zapamiętam to sobie. – uśmiechnęła się do mnie co odwzajemniłem – Zresztą jutro wychodzę. Czas wrócić do rzeczywistości z garścią tabletek.
- Wszystko będzie dobrze. Musisz walczyć.

&&&

Nie wiem ile kieliszków wina wypiłam, ale w końcu postanowiłam się zbierać. Zapłaciłam za obraz, który mi się spodobał i starałam się znaleźć mojego przyjaciela, aby powiadomić go, ze wychodzę. Kiedy przede mną znowu wyrósł Arturo. Tylko się zaśmiałam bo widziałam jak krążył koło mnie przez cały wieczór.

- Już? Myślałem, że miłośniczka sztuki wychodzi ostatnia.
- Owszem, już. – założyłam swój płaszcz – Mam twój numer, więc jak będę w potrzebie zadzwonię.
- Czuję, że ta potrzeba nadejdzie szybciej niż ci się wydaje. – puścił mi oczko – Nie odpędzisz się od moich zalotów.


Zostałam sama na co się zaśmiałam i wyszłam na świeże powietrze. Nie powiem, ale jego pewność siebie mnie rozbawiła. Ale z drugiej strony… Luwr. Korciło mnie umówić się na spotkanie i dowiedzenie się o co dokładnie chodzi. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz