Ósma rano, poniedziałek. Usłyszałam budzik, więc tylko
podniosłam zaspane oczy do góry i nie miałam ochoty wstawać. Za oknem jak przez
ostatni tydzień, lał deszcz. Na co westchnęłam, ale jak mus to mus. Trzeba było wstać do pracy. Obowiązkowo mocna kawa i lekkie
śniadanie, tyle tylko, że kiedy otwierałam lodówkę to w oczy rzucił mi się
kalendarz z wielkim podkreślonym napisem – oglądanie domu. Momentalnie mój
humor się poprawił i zdecydowanie szybciej ogarniałam się do pracy, kiedy siedziałam
w autobusie to od razu wyciągnęłam swój telefon
i wykręciłam numer do mojego męża. Który nie odebrał, na co przewróciłam
oczami. Wysiadłam na swoim przystanku i swoje kroki skierowałam w stronę
National Gallery, gdzie pełniłam funkcję głównego konserwatora dzieł sztuk.
Tyle tylko, że kiedy weszłam do środka i przywitałam z ochroniarzem, który
sprawdzał moją przepustkę usłyszałam jak dzwoni mój telefon.
- Tak?
- Hej kochanie, dzwoniłaś.
- Tak, tak. – uśmiechnęłam się – Dzwoniłam się upewnić czy pamiętasz
o dzisiejszym spotkaniu w sprawie domu. – ale tylko słyszałam jęk – Roy,
obiecałeś. Powiedziałeś, że podejdziesz zobaczyć i jak ci się spodoba to
podpiszemy umowę.
- Wiem, wiem Audrey. Ale mamy naprawdę urwanie głowy. Nie
mogę zostawić pacjentów.
- Myślałam, że znalezienie nowego domu w którym się
pomieścimy jest ważniejsze. Ale jak widać, tylko ja tak myślałam i nie dziwne,
ze szukamy czegoś nowego od pięciu miesięcy. I jeśli się nie zjawisz w porze
lunchu, to i tak podpisze umowę. Jak ci się nie będzie podobać to już będzie
twój problem. A teraz przepraszam, jestem w pracy. – rzuciłam wyłączając się
Mój humor momentalnie się zepsuł, ale schowałam telefon do
torebki i odbiłam swoją kartę przed wejściem do swojego biura. Wzięłam głęboki
wdech i skupiłam na swoich zajęciach.
- Audrey, wpadniesz na wystawę? – usłyszałam za sobą więc
się odwróciłam i zobaczyłam mojego kolegę Marca – Proszę. Mój przyjaciel
wystawia nowe prace, a pamiętam że kupujecie dom więc będą wam potrzebne.
- Jasne tylko poproszę o zaproszenia. Wiesz, że muszę
uzgodnić sobie z mężem grafik.
- Dzięki, wiedziałem że mogę na ciebie liczyć. – dał mi
buziaka w głowę na co się zaśmiałam – Ale nad czym pracujesz?
- Przeglądam katalog, dyrektor poprosił mnie o wyrażenie
opinii która wystawa ma być naszym kolejnym tematem.
- Daj coś trudnego. – puścił mi oczko – Ostatnio się
wynudziłem.
- Coś się wymyśli.
***
- Roy! Proszę cię zastąp mnie dzisiaj w porze lunchu.
- Niestety nie mogę. – westchnąłem – Audrey zapowiedziała
mi, że kupi dom beze mnie jak się nie pojawię. Ominąłem już cztery takie
spotkania i jak dobrze pójdzie to będę spać na balkonie bo się nie zmieszczę we
własnym mieszkaniu. – rzuciłem na co się zaśmialiśmy – A niestety to jej
się bardzo spodobało.
- No tak, ale jeśli ona już zdecydowała to po co ty jej tam?
- Podejmujemy decyzję wspólnie. W końcu zamierzamy mieszkać
tam aż do starości. No i Audrey ma skłonności do staroci.
- No tak zaczęła od ciebie.
***
Byłam punktualnie i mojego męża nie było widać nawet na horyzoncie,
więc po prostu weszłyśmy z agentką do domu. Miała już przy sobie umowy, więc
usiadłam z nią przy stoliku i zajęłam się czytaniem.
- Przepraszam, jest tu kto? – usłyszałam znajomy głos i
zobaczyłam mojego męża w progu – Przepraszam za spóźnienie.
- Nic nie szkodzi, więc może oprowadzę Pana po mieszkaniu?
Umowa już jest, więc Pani Audrey może w spokoju ją przeczytać.
- Byłoby mi bardzo miło. – uśmiechnął się na co już w
spokoju czytałam umowę, a kiedy obejrzeli wszystko to czekałam na jego decyzję –
Podoba mi się.
- Więc? Podpisujemy?
- Niech no przeczytam umowę. – więc mu podałam na co czytał,
ale siedziałam z uśmiechem – W takim razie nie widzę nic złego, i możemy
podpisać.
- Poproszę o dwa podpisy w tym miejscu. – wskazała gdzie
złożyliśmy podpisy – O to teczka dokumentów i akt notarialny dostaną państwo
wraz z kluczami pod koniec tygodnia. Jeśli nie załatwimy wszystkich potrzebnych
dokumentów, wtedy zadzwonię do Państwa.
- Dziękujemy. – złapałam za teczkę chowając ją do torby
- Mam nadzieję, ze ten dom będzie wam służył. – uśmiechnęła
się do nas, ale jednak pożegnaliśmy się i wyszliśmy
- Naprawdę ci się podoba? – od razu rzuciłam
- Owszem, jest przytulne. I słoneczne. Zaparkowałem tam. –
wskazał mi ulice, ale widziałam że zrobił to tylko po to, aby zerknąć na
zegarek
- Mam przystanek z drugiej strony. – powiedziałam, a on od
razu zapytał czy podwieźć mnie – Nie trzeba, ty i tak się spieszysz. Więc
uciekaj porozmawiamy wieczorem.
- Dzięki, do zobaczenia. – dał mi buziaka w policzek i już
go nie było
Tylko westchnęłam i ruszyłam wolnym krokiem w stronę
przystanku autobusowego. Zastanawiałam się jak to będzie i od czego zacząć
pakowanie w naszym mieszkaniu. Po ślubie byliśmy już trzy lata, a obiecywaliśmy
sobie, że wyniesiemy się z jego kawalerskiego mieszkania najpóźniej po roku.
Ale zawsze coś nam wyskakiwało, a jak już się za to zabraliśmy to musiało minąć
pięć miesięcy, aby w końcu zdecydował się pojawić. Rozumiałam, że jako lekarz
był potrzebny w szpitalu, i do tej pory podziwiałam go za wszystko co robił,
ale czasem po prostu miałam dosyć bycia tą drugą… tą, która zawsze na niego
musi czekać.
***
Koniec dyżuru, teraz mogłem wrócić do mieszkania i odpocząć.
Jutrzejszy dzień zdecydowanie należał do moich ulubionych, już umówiłem się z
kumplem na mecz tenisa i mogłem się w końcu wyspać. Tyle tylko, że teraz
musiałem jakoś dostać się do domu przez miasto. Czasem naprawdę żałowałem, że
nie postawiłem na autobusy i metro jak Audrey, bo zdecydowanie porusza się ode
mnie szybciej. Zaparkowałem na wolnym miejscu w garażu podziemnym i szybkim
krokiem wbiegłem po schodach do mieszkania.
- Kochanie wróciłem! – zawołałem ale nie usłyszałem żadnej
odpowiedzi, więc wszedłem dalej i widziałem jak spała na łóżku zawalona
papierami
Uśmiechnąłem się tylko i delikatnie, aby jej nie zbudzić
zacząłem wszystko zbierać. Wszędzie znajdowały się obrazy i jakieś jej notatki.
Schowałem wszystko do teczki, odkładając ją na komodę. Audrey nawet się nie
poruszyła, więc najciszej jak się da wyszedłem z pokoju gasząc światło i
zająłem się przygotowaniem jakiejś lekkiej kolacji dla samego siebie.
&&&
Kilka słów ode mnie... ostatnio przechodzę chyba kryzys wieku średniego... robię wszystko na odwrót, więc w taki o to sposób pojawiam się tutaj z opowiadaniem, które napisałam na początku roku... mam nadzieję, ze zostanie przyjęte pozytywnie. Więc czas zacząć historię, zwykłych osób... prosto z Londynu.
O! Zapowiada się naprawdę świetnie. Mam nadzieję, że będzie uroczo i jednocześnie trochę dramatycznie. Fajnie, że wróciłaś do pisania!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę Ci dużo weny! <3