wtorek, 8 września 2015

II

W końcu nadszedł weekend i mogłam zająć się pakowaniem. Miałam już wszystko zorganizowane i było tak jak myślałam, musiałam wszystkim zając się sama. Gdyż moja druga połówka miała już zaplanowane dyżury i w dodatku zamienił się z kimś innym. Więc w przedpokoju stały kartony i z samego rana w sobotę siedziałam w salonie i wszystko pakowałam delektując się kawą. Widziałam jak Roy pakował swoją torbę.

- Dalej jesteś na mnie zła? – westchnął na co wzruszyłam ramionami – Audrey, to moja praca.
- Wiem o tym, ale czasem mógłbyś mi pomóc. Ja też pracuję.
- Osiem godzin dziennie. Masz później dużo czasu.
- Zajebiście nie ma co. – warknęłam chowając książki do kartonu
- Po prostu nie rozumiem po co to. Dostaliśmy klucze dopiero wczoraj, a ty już wszystko pakujesz.
- Owszem, bo dostaliśmy klucze wczoraj ale dzisiaj już weszła tam ekipa od twoich rodziców i mają sprawdzić czy wszystko jest w porządku. Jak tak, to możemy zacząć malować i nie martw się, sama sobie z tym poradzę. A i muszę ci przypomnieć, że twoje mieszkanie ma dwu tygodniowe wypowiedzenie więc się nam ono coraz szybciej kończy. Powinieneś czytać umowy zanim je podpiszesz.
- A masz już farby?
- Owszem, mam już wszystko. Jak już zauważyłeś, mam dużo czasu po pracy.
- Nie gniewaj się na mnie.
- Lepiej jedź bo się spóźnisz. – mruknęłam powracając do pracy

&&&

Przez całą drogę zastanawiałem się co mogę zrobić, aby Audrey nie była na mnie zła. Po części miała rację, ostatnio nie poświęcałem jej dużo czasu, i nawet nie wiedziałem jakie kolory wybrała. Chyba to była pierwsza decyzja, którą podjęła sama. Zaparkowałem jednak na parkingu i ruszyłem w stronę szpitala. Czekał mnie dyżur i miałem nadzieję, ze nic się nie wydarzy. Jako onkolog nie raz widziałem śmierć, i każdego dnia miałem nadzieję, ze na moim oddziale nie pojawi się nikt nowy. A już tym bardziej miałem nadzieję, że nie pojawi się żadne dziecko. Wsiadłem do winy, słuchając muzyki kiedy zobaczyłem mojego kumpla, który widać było potrzebował snu.

- Hej Paweł, a ty co taki?
- A daj spokój, moje dziecko postanowiło wstawać o piątej rano. Myślałem, ze się wyśpię ale jednak. Robi tak od tygodnia. – ziewnął – Zaufaj mi nie miej dzieci.
- Jesteśmy dopiero co po ślubie. – zaśmiałem się
- Tylko tak się mówi, my planowaliśmy ślub, a dzieci tak po czterech latach i co? Nim się obejrzałem, to już byłem na porodówce. I jak to moja żona mówi, zegar tyka.
- Przecież kobiety rodzą i po czterdziestce. – zauważyłem a on spojrzał na mnie jak na głupka
- Powiedź to swojej żonie, a jak nic będziesz spać na kanapie.
- I chyba już śpię. – westchnąłem – Mamy małe problemy odnośnie mojej pracy.
- Bo ty za dużo przesiadujesz w pracy. – zaśmiał się – Ale o co chodzi?
- Jak wiesz, kupiliśmy dom. Wczoraj dostaliśmy klucze, i wstaje dzisiaj a moja żona pakuje już wszystko do kartonów. Oczywiście wczoraj pożarliśmy się o wszystko. Uważam, ze to za wcześnie, a Audrey inaczej. No i jest na mnie zła. Zaczęło się od kartonów, a skończyło na moim wolnym czasie.
- Weź kilka dni wolnego i jej pomóż. Pewnie o to jej chodzi. Szukaliście domu przez ile?
- Pięć miesięcy, wczoraj mi wykrzyczała prosto w twarz, że przeze mnie musiała się męczyć w moim kawalerskim mieszkanku bo nie pojawiłem się na czterech spotkaniach odnośnie domu. Mieliśmy już wtedy podpisywać umowy.
- No widzisz, więc teraz macie swoje cztery ściany. I jej pomóż. Kobiety to doceniają. Emma jest szczęśliwa, że może pospać do szóstej. Mimo tego, że to ja bym wolał być na jej miejscu.
- Musimy ustawić sobie grafik tak abyście mogli przyjść na parapetówkę. – puściłem mu oczko wychodząc z windy na co od razu się obudził
- Powiedź kiedy a dziecko podrzucę siostrze. – ucieszył się i weszliśmy do gabinetu lekarskiego
- Jasne. Najpierw musimy się urządzić.
- Matko! Co za upierdliwa baba. – usłyszeliśmy za sobą i widziałem kolejnego kumpla, Seana – Wczoraj nie dała mi żyć, przyjechała tylko na cztery dni i wysłała mnie na kanape mimo tego, że mój maszt stał już do gotowości. – oburzył się rozbierając – A o co poszło? Powiedziałem jej, że mogłaby już latać tylko po kraju a nie po całym świecie. Nigdy więcej związku z stewardesą.
- Mówisz tak już od roku. – zaśmiał się Paweł
- A daj ty mi spokój, i dlaczego to my właśnie musimy iść na kanapę? One są tak nie wygodne i do tego jak mam się ogrzać pod kocem?
- U mnie to tylko raz spałem na kanapie. – zauważył mój kumpel – Musisz zrozumieć, że to taka kolej rzeczy.
- No tak, ale pewnie u ciebie to wszystko cacy co? – zaśmiał się
- Nie, u mnie jest na odwrót. To Audrey ucieka na kanapę, ale uwierz mi wtedy jest jeszcze gorzej. – zauważyłem a on już rzucił, że chyba lepiej – Nie, ponieważ leżysz w dużym i wygodnym łóżku z świadomością, że twoja druga połówka nie może się ułożyć i marznie pod kocem. I najchętniej byś ją przytulił, ale wiesz że to nie możliwe. To uczucie jest do bani bo sam nie śpisz, a rozmyślasz i na drugi dzień ją przepraszasz z samego rana tylko po to, aby wróciła do łóżka. – wzruszyłem ramionami – Moja żona zawsze wie jakich psychologicznych sztuczek ma użyć.
- No panowie, a wy dalej tu plotkujecie jak paczka najlepszych przyjaciółek? – usłyszeliśmy naszą jedyną pani doktor na oddziale, a zarazem naszą szefową – Pacjenci sami się nie wyleczą.
- Już, już. Musieliśmy trochę ponarzekać na wasz gatunek. – rzucił Sean
- Co znowu stewardessa miała cię gdzieś? A i przypominam wam o wpisywaniu się na tablicy z dyżurami.
- Zostawiłaś nam chociaż jakieś normalne dni? – jęknął Paweł – Nie pamiętam już kiedy byłem sam na sam z żoną.
- Lepiej wróćcie na salę. – machnęła ręką, a kiedy zostałem z nią sam na sam to od razu do niej doskoczyłem – Craven?
- Czy mógłbym prosić o tydzień wolnego?
- Tydzień? Stało się coś? – przyjrzała mi się dokładnie
- Nie, nie. Ale kupiliśmy z żoną dom i muszę jej pomóc trochę z naszą przeprowadzką, remontem.
- Jasne, akurat przez ostatnie pół roku ani razu nie prosiłeś o dzień wolny. Więc możesz wziąć w następnym tygodniu.
- Dzięki. – uśmiechnąłem się i chciałem już wyjść z gabinetu

- Wpisz to na tablicę, a i pozdrów Audrey. – rzuciła na co od razu pokiwałem głową i zadowolony ruszyłem w stronę tablicy 

1 komentarz:

  1. Nie ma związków/małżeństw idealnych, dlatego fajnie, że to tak przedstawiasz;) Cóż, Roy powinien w końcu pójść po rozum do głowy i trochę się postarać! Naprawę. Jeśli żona prosi go o pomoc, to nie dlatego, że ma takie widzimisię, ale dlatego, że rzeczywiście ma problem. Nie zdziwię się, jak Audrey go zostawi dla innego, a jego wyeksmituje z domu :)))

    Pozdrawiam i życzę weny! <3

    OdpowiedzUsuń