piątek, 18 września 2015

III

Był poniedziałek, i po raz kolejny musiałam wstać do pracy. Więc kiedy zadzwonił budzik to od razu podniosłam się z łóżka. Poszłam pod prysznic, który jako tako mnie obudził. Ale dopiero mocna kawa postawiła na pełne nogi. Spojrzałam na zegarek i zdziwiło mnie, że Roy dalej śpi. Bo z tego co pamiętam, to powinien być na dyżurze. Poczułam czyjeś dłonie na swoim brzuchu, więc od razu lekko podskoczyłam przestraszona.

- To ja. – dal mi buziaka w policzek – Idziesz do pracy?
- Tak. – rzuciłam odkładając kubek na suszarkę – A ty co, zamieniłeś się i idziesz na noc?
- Właściwie to mam tydzień wolnego. Wiem, że się nie popisałem i chcę ci to wynagrodzić. Dlatego mam teraz tydzień i zajmę się domem. Sama w końcu nie dasz rady z malowaniem.
- Akurat dam, sypialnia już jest pomalowana. – westchnęłam – W łazience są płytki, w kuchni też.
- Ale zostały jeszcze inne pomieszczenia. – odwrócił mnie w swoim kierunku – Proszę cię Audrey, od jakiegoś czasu oddalasz się ode mnie. Masz jakieś problemy w pracy?
- Nie, wszystko jest ok. – westchnęłam – Po prostu… mam wrażenie, że ty nie chcesz się przeprowadzić. Rozumiem, mieszkałeś tu zanim jeszcze mnie poznałeś, nie raz znajdywałam różne niespodzianki ukryte w szafie, komodzie. Czy to biustonosz, majtki albo plakietka pielęgniarki. – spuściłam głowę
- Znalazłaś coś. Ale mówię ci od razu, że to stare rzeczy. Nie zdradziłem cię.
- Ale jednak… dlaczego?
- To nie tak, że nie chce się przeprowadzić. Sam w końcu powiedziałem, że po woli się już nie mieścimy. Tyle tylko, że czasem za szybko reagujesz.
- Taka już jestem. – wzruszyłam ramionami, a on mnie mocno do siebie przytulił
- Wiem i mimo wszystko kocham cię. – dał mi buziaka w skroń – I wziąłem wolne, aby ci pomóc. I proszę cię wróć do łóżka.
- Naprawdę wziąłeś wolne? – przyjrzałam mu się na co pokiwał głową – I nie zadzwonią do ciebie w środku nocy abyś przyjechał?
- Nie, mamy na oddziale w końcu najlepszych lekarzy. Teraz jestem cały twój, możesz mnie wykorzystać na wszelkie sposoby.
- Dobrze, pojedziesz dzisiaj z moim tatą na zakupy. Macie kupić nowy prysznic, i kilka rzeczy do łazienki, do tego farby i nową kanapę. Wszystko jest już przygotowane, a ja w tym czasie skupię się na sobie.
- Ja i twój ojciec? On mnie nie lubi. – jęknął
- Bo nie dałeś mu jeszcze żadnego powodu, aby zmienił zdanie. – wzruszyłam ramionami – Musisz mu pokazać jak bardzo zależy ci na jego jedynaczce. A nie wspomnę o tym, że już nie byłeś na dwóch kolacjach z nim. Ma wrażenie, że lubisz mojego ojczyma bardziej.
- Bo tak jest. – a ja od razu na niego groźnie spojrzałam – Przepraszam, masz rację to twój ojciec. I będę dzisiaj grzeczny na zakupach. Ale podwieźć cię do pracy?
- Nie, pojadę autobusem. I muszę uciekać, będę wieczorem. – dałam mu buziaka w policzek – Bądź grzeczny. A i pozbądź się tych kolczyków, które leżą w przedpokoju.

&&&

Wziąłem szybki prysznic i nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić. Wszystko było już spakowane, i większość przewieziona do naszego nowego mieszkania. Jeszcze tydzień i będziemy mieszkać właśnie tam. Przypomniało mi się jak Audrey mówiła o jakichś kolczykach, więc poszedłem do przedpokoju i musiałem przyznać, że nie pamiętam kto je nosił. A zazwyczaj wiedziałem do kogo należały skarby znalezione przez moją żonę. Uśmiechnąłem się tylko do kawalerskich wspomnień i postanowiłem zbierać się na najgorszy dzień w moim życiu. Ojciec Audrey nie znosił mnie od początku. To cud, że pozwolił jej za mnie wyjść, a tak naprawdę nic mu nie zrobiłem. W końcu nawet nie zdradziłem jego córki, ani nie skrzywdziłem. A tutaj musiałem przebywać z nim w jednym pomieszczeniu sam na sam i robić jakby nigdy nic zakupy. Owszem, znał się na tym lepiej jako budowlaniec, ale dlaczego akurat ja? Podjechałem na umówione miejsce i wziąłem kilka głębokich wdechów. Musiałem to przetrwać.

- Ty? A gdzie moja córka?
- Audrey pracuje, a ja mam wolne i ją zastępuje. Więc co zaczynamy? Chyba mamy dużo do kupienia.
-Tak, tak. Audrey przesłała mi listę, a i sam zanotowałem co potrzeba. I muszę przyznać, że całkiem fajny dom. I to po remoncie. Tylko trzeba wymienić kilka rzeczy.
- No tak. Udało nam się z pośredniczką, widać było, że sama nie chce sprzedać bubla. No i za taką kasę .
- Nie to się liczy. – zauważył – Ważne jest, aby dobrze czuć się we własnych czterech ścianach. Audrey o tym wie bardzo dobrze.
- Wiem. – westchnąłem

I praktycznie to zostałem wykluczony z zakupów. W ogóle o nic mnie nie pytał tylko wyciągałem kartę i płaciłem za to wszystko co on brał. W dodatku byliśmy w sklepie w którym często robił zakupy i rozmawiał sobie z właścicielem i kiedy nawet było pytanie do mnie, to mój teściu rzucił, że ja jako lekarz to nic nie wiem. Więc wtedy dali mi święty spokój. Naprawdę w tym momencie żałowałem, że wziąłem wolny tydzień. Jednak kiedy wszystko było już załatwione, to postanowiłem odwieźć mojego teścia do domu, ale ten wolał samemu jechać, więc nie zostało mi nic innego jak wrócić do domu.

- I jak? – usłyszałem Audrey kiedy tylko przekroczyłem próg
- Byłem miły, ale i tak to na nic. Jestem lekarzem, a mają mnie gdzieś. I to jeszcze kto? Zwykli budowlańcy.
- Jesteś lekarzem tylko dlatego, ze twoich rodziców było na to stać. Owszem może i jesteś dobry w tym co robisz, ale bez wsparcia finansowego byłbyś teraz nikim. – mruknęła
- Przepraszam. – westchnąłem – Ale nie rozumiem dlaczego twój ojciec tak się zachowuje? Byłem miły naprawdę. A później to tylko płaciłem.
- Po prostu ja nie obrażam twoich rodziców. – rzuciła wracając do robienia obiadu
-  Napijemy się wina? – rzuciłem na co pokiwała głową – I twój tato powiedział, że w środę już możemy wejść i malować dalej. Więc co najpierw?
- Góra jest już pomalowana, mój tato mi pomagał. I został tylko salon. – wzruszyła ramionami – I zapewne łazienka. Wiadomo jak to jest po remoncie.
- Masz wszystko już rozplanowane. Kiedy ty to zrobiłaś?
- Mam podzielność uwagi. Zresztą dopiero za tydzień będziemy przygotowywać się do nowej wystawy. Wiec wtedy będę musiała bardziej skupić się na pracy. Będę musiała lecieć do Barcelony na kilka dni. I w dodatku mamy zaproszenie na wystawę, przynajmniej pójdziemy i możemy dokupić kilka obrazów do domu.
- Kochanie, przecież wiesz że ja się na tym nie znam. – zaśmiałem się – I to trochę sztywne spotkania, lampka wina i oglądanie współczesnej sztuki której nie rozumiem.
- Ja jakoś chodzę na bale charytatywne z tobą i bal onkologa. A tam to dopiero nudy.
- Ok Audrey, koniec. – rzuciłem wyłączając gaz na co zdziwiona na mnie spojrzała – Koniec boczenia się, dogryzania. Idziemy w miasto, zabieram cię na kolację.
- Jestem zmęczona, a i tak za pięć minut wszystko będzie na stole. Nie możemy zostać w domu, na kanapie?
- Ok, ale masz się w końcu do mnie uśmiechnąć. Bo jak nie, to nie dam ci w nocy spać dopóki nie dostane uśmiechu.
- Chyba dopadła mnie jesienna melancholia. – westchnęła
- No to w takim razie musimy jakoś temu zapobiec. Zjemy obiad, mamy wino i włączymy twój ulubiony film. Do tego zrobię masaż i wieczór należy do ciebie. Wiem, że jesteś zła na mnie ale staram się naprawić swoje gafy. – objąłem ją w pasie – Stokrotko, gdzie ten uśmiech, którym mnie oczarowałaś?
- Uśmiechem to zrobiłam? Czy tym, że miałam cię kompletnie gdzieś, kiedy mój kuzyn nas przedstawił? – przyjrzała się mi z dołu na co się zaśmiałem – I nie mówiłeś na mnie stokrotko od ufff stuleci.
- To akurat nie było miłe, byłem dla ciebie miły a ty po prostu potraktowałaś mnie jak zero. Nie chciałaś w ogóle ze mną rozmawiać, mimo tego że byliśmy na randce w ciemno. – zauważyłem – Wolałaś tego półgłupka który się do ciebie ślinił.
- Bo ty byłeś… - zaczęła
- Proszę cię nie kończ, najważniejsze ze w końcu się zeszliśmy do kupy. I kto by pomyślał, że dopiero po czterech latach się ogarniemy i zaczniemy spotykać.
- No cóż, wtedy sam mnie zaprosiłeś na randkę i było całkiem przyjemnie. – dała mi buziaka w policzek na co się uśmiechnąłem – I pójdziesz po moje ulubione ciasto czekoladowe?
- Pójdę. Ale po obiedzie, bo zgłodniałem.


Audrey tylko się lekko do mnie uśmiechnęła i powróciła do gotowania, na co sam zająłem się przygotowywaniem do wieczoru. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz