Był poniedziałek, i po raz kolejny musiałam wstać do pracy.
Więc kiedy zadzwonił budzik to od razu podniosłam się z łóżka. Poszłam pod
prysznic, który jako tako mnie obudził. Ale dopiero mocna kawa postawiła na
pełne nogi. Spojrzałam na zegarek i zdziwiło mnie, że Roy dalej śpi. Bo z tego
co pamiętam, to powinien być na dyżurze. Poczułam czyjeś dłonie na swoim
brzuchu, więc od razu lekko podskoczyłam przestraszona.
- To ja. – dal mi buziaka w policzek – Idziesz do pracy?
- Tak. – rzuciłam odkładając kubek na suszarkę – A ty co,
zamieniłeś się i idziesz na noc?
- Właściwie to mam tydzień wolnego. Wiem, że się nie
popisałem i chcę ci to wynagrodzić. Dlatego mam teraz tydzień i zajmę się
domem. Sama w końcu nie dasz rady z malowaniem.
- Akurat dam, sypialnia już jest pomalowana. – westchnęłam –
W łazience są płytki, w kuchni też.
- Ale zostały jeszcze inne pomieszczenia. – odwrócił mnie w
swoim kierunku – Proszę cię Audrey, od jakiegoś czasu oddalasz się ode mnie.
Masz jakieś problemy w pracy?
- Nie, wszystko jest ok. – westchnęłam – Po prostu… mam
wrażenie, że ty nie chcesz się przeprowadzić. Rozumiem, mieszkałeś tu zanim
jeszcze mnie poznałeś, nie raz znajdywałam różne niespodzianki ukryte w szafie,
komodzie. Czy to biustonosz, majtki albo plakietka pielęgniarki. – spuściłam
głowę
- Znalazłaś coś. Ale mówię ci od razu, że to stare rzeczy. Nie
zdradziłem cię.
- Ale jednak… dlaczego?
- To nie tak, że nie chce się przeprowadzić. Sam w końcu
powiedziałem, że po woli się już nie mieścimy. Tyle tylko, że czasem za szybko
reagujesz.
- Taka już jestem. – wzruszyłam ramionami, a on mnie mocno
do siebie przytulił
- Wiem i mimo wszystko kocham cię. – dał mi buziaka w skroń
– I wziąłem wolne, aby ci pomóc. I proszę cię wróć do łóżka.
- Naprawdę wziąłeś wolne? – przyjrzałam mu się na co pokiwał
głową – I nie zadzwonią do ciebie w środku nocy abyś przyjechał?
- Nie, mamy na oddziale w końcu najlepszych lekarzy. Teraz
jestem cały twój, możesz mnie wykorzystać na wszelkie sposoby.
- Dobrze, pojedziesz dzisiaj z moim tatą na zakupy. Macie
kupić nowy prysznic, i kilka rzeczy do łazienki, do tego farby i nową kanapę.
Wszystko jest już przygotowane, a ja w tym czasie skupię się na sobie.
- Ja i twój ojciec? On mnie nie lubi. – jęknął
- Bo nie dałeś mu jeszcze żadnego powodu, aby zmienił
zdanie. – wzruszyłam ramionami – Musisz mu pokazać jak bardzo zależy ci na jego
jedynaczce. A nie wspomnę o tym, że już nie byłeś na dwóch kolacjach z nim. Ma
wrażenie, że lubisz mojego ojczyma bardziej.
- Bo tak jest. – a ja od razu na niego groźnie spojrzałam –
Przepraszam, masz rację to twój ojciec. I będę dzisiaj grzeczny na zakupach. Ale
podwieźć cię do pracy?
- Nie, pojadę autobusem. I muszę uciekać, będę wieczorem. –
dałam mu buziaka w policzek – Bądź grzeczny. A i pozbądź się tych kolczyków,
które leżą w przedpokoju.
&&&
Wziąłem szybki prysznic i nie wiedziałem co mam ze sobą
zrobić. Wszystko było już spakowane, i większość przewieziona do naszego nowego
mieszkania. Jeszcze tydzień i będziemy mieszkać właśnie tam. Przypomniało mi
się jak Audrey mówiła o jakichś kolczykach, więc poszedłem do przedpokoju i
musiałem przyznać, że nie pamiętam kto je nosił. A zazwyczaj wiedziałem do kogo
należały skarby znalezione przez moją żonę. Uśmiechnąłem się tylko do
kawalerskich wspomnień i postanowiłem zbierać się na najgorszy dzień w moim
życiu. Ojciec Audrey nie znosił mnie od początku. To cud, że pozwolił jej za
mnie wyjść, a tak naprawdę nic mu nie zrobiłem. W końcu nawet nie zdradziłem
jego córki, ani nie skrzywdziłem. A tutaj musiałem przebywać z nim w jednym
pomieszczeniu sam na sam i robić jakby nigdy nic zakupy. Owszem, znał się na
tym lepiej jako budowlaniec, ale dlaczego akurat ja? Podjechałem na umówione
miejsce i wziąłem kilka głębokich wdechów. Musiałem to przetrwać.
- Ty? A gdzie moja córka?
- Audrey pracuje, a ja mam wolne i ją zastępuje. Więc co
zaczynamy? Chyba mamy dużo do kupienia.
-Tak, tak. Audrey przesłała mi listę, a i sam zanotowałem co
potrzeba. I muszę przyznać, że całkiem fajny dom. I to po remoncie. Tylko
trzeba wymienić kilka rzeczy.
- No tak. Udało nam się z pośredniczką, widać było, że sama
nie chce sprzedać bubla. No i za taką kasę .
- Nie to się liczy. – zauważył – Ważne jest, aby dobrze czuć
się we własnych czterech ścianach. Audrey o tym wie bardzo dobrze.
- Wiem. – westchnąłem
I praktycznie to zostałem wykluczony z zakupów. W ogóle o
nic mnie nie pytał tylko wyciągałem kartę i płaciłem za to wszystko co on brał.
W dodatku byliśmy w sklepie w którym często robił zakupy i rozmawiał sobie z
właścicielem i kiedy nawet było pytanie do mnie, to mój teściu rzucił, że ja
jako lekarz to nic nie wiem. Więc wtedy dali mi święty spokój. Naprawdę w tym
momencie żałowałem, że wziąłem wolny tydzień. Jednak kiedy wszystko było już
załatwione, to postanowiłem odwieźć mojego teścia do domu, ale ten wolał samemu
jechać, więc nie zostało mi nic innego jak wrócić do domu.
- I jak? – usłyszałem Audrey kiedy tylko przekroczyłem próg
- Byłem miły, ale i tak to na nic. Jestem lekarzem, a mają
mnie gdzieś. I to jeszcze kto? Zwykli budowlańcy.
- Jesteś lekarzem tylko dlatego, ze twoich rodziców było na
to stać. Owszem może i jesteś dobry w tym co robisz, ale bez wsparcia
finansowego byłbyś teraz nikim. – mruknęła
- Przepraszam. – westchnąłem – Ale nie rozumiem dlaczego
twój ojciec tak się zachowuje? Byłem miły naprawdę. A później to tylko
płaciłem.
- Po prostu ja nie obrażam twoich rodziców. – rzuciła wracając
do robienia obiadu
- Napijemy się wina?
– rzuciłem na co pokiwała głową – I twój tato powiedział, że w środę już możemy
wejść i malować dalej. Więc co najpierw?
- Góra jest już pomalowana, mój tato mi pomagał. I został
tylko salon. – wzruszyła ramionami – I zapewne łazienka. Wiadomo jak to jest po
remoncie.
- Masz wszystko już rozplanowane. Kiedy ty to zrobiłaś?
- Mam podzielność uwagi. Zresztą dopiero za tydzień będziemy
przygotowywać się do nowej wystawy. Wiec wtedy będę musiała bardziej skupić się
na pracy. Będę musiała lecieć do Barcelony na kilka dni. I w dodatku mamy
zaproszenie na wystawę, przynajmniej pójdziemy i możemy dokupić kilka obrazów
do domu.
- Kochanie, przecież wiesz że ja się na tym nie znam. –
zaśmiałem się – I to trochę sztywne spotkania, lampka wina i oglądanie
współczesnej sztuki której nie rozumiem.
- Ja jakoś chodzę na bale charytatywne z tobą i bal
onkologa. A tam to dopiero nudy.
- Ok Audrey, koniec. – rzuciłem wyłączając gaz na co
zdziwiona na mnie spojrzała – Koniec boczenia się, dogryzania. Idziemy w
miasto, zabieram cię na kolację.
- Jestem zmęczona, a i tak za pięć minut wszystko będzie na
stole. Nie możemy zostać w domu, na kanapie?
- Ok, ale masz się w końcu do mnie uśmiechnąć. Bo jak nie,
to nie dam ci w nocy spać dopóki nie dostane uśmiechu.
- Chyba dopadła mnie jesienna melancholia. – westchnęła
- No to w takim razie musimy jakoś temu zapobiec. Zjemy
obiad, mamy wino i włączymy twój ulubiony film. Do tego zrobię masaż i wieczór
należy do ciebie. Wiem, że jesteś zła na mnie ale staram się naprawić swoje
gafy. – objąłem ją w pasie – Stokrotko, gdzie ten uśmiech, którym mnie
oczarowałaś?
- Uśmiechem to zrobiłam? Czy tym, że miałam cię kompletnie
gdzieś, kiedy mój kuzyn nas przedstawił? – przyjrzała się mi z dołu na co się
zaśmiałem – I nie mówiłeś na mnie stokrotko od ufff stuleci.
- To akurat nie było miłe, byłem dla ciebie miły a ty po
prostu potraktowałaś mnie jak zero. Nie chciałaś w ogóle ze mną rozmawiać, mimo
tego że byliśmy na randce w ciemno. – zauważyłem – Wolałaś tego półgłupka który
się do ciebie ślinił.
- Bo ty byłeś… - zaczęła
- Proszę cię nie kończ, najważniejsze ze w końcu się
zeszliśmy do kupy. I kto by pomyślał, że dopiero po czterech latach się
ogarniemy i zaczniemy spotykać.
- No cóż, wtedy sam mnie zaprosiłeś na randkę i było całkiem
przyjemnie. – dała mi buziaka w policzek na co się uśmiechnąłem – I pójdziesz
po moje ulubione ciasto czekoladowe?
- Pójdę. Ale po obiedzie, bo zgłodniałem.
Audrey tylko się lekko do mnie uśmiechnęła i powróciła do
gotowania, na co sam zająłem się przygotowywaniem do wieczoru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz