sobota, 23 lutego 2019

XX

Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, stałam właśnie w naszym domu, w Irlandii z kartonem i myślałam od czego zacząć, gdzie to wszystko poukładać. Minęły trzy tygodnie od kiedy Roy zaproponował mi przeprowadzkę, a moja decyzja została podjęta po kolejnym spotkaniu z moim szanownym dyrektorem. Czułam, ze to najgorsze co może być – taka relacja i dlatego powiedziałam stop. A teraz z szerokim uśmiechem stałam w domu, i od poniedziałku miałam zacząć pracę w szkole. Po całonocnej rozmowie jaką odbyłam z moim mężem na temat naszej przyszłości postanowiłam pójść w stronę malarstwa, w stronę czegoś co mnie uspokajało i chciałam przekazać swoje nauki innym. O dziwo dyrektor był zadowolony z mojego cv i przyjął mnie już po pierwszej rozmowie. Jak widać bardzo mu zależało na tym, aby znaleźć kogoś na to stanowisko. Roy natomiast miał pracować jako konsultant w przychodni. Jak na razie, bo od razu mu powiedziałam, że jeśli poczuje, że to nie praca dla niego będzie mógł wrócić na oddział. Wysłałam go na zakupy, a sama zajęłam się rozpakowywaniem naszych rzeczy. Wolałam mieć wszystko poukładane. Główne pokoje były już gotowe do użytku, kuchnia również i pozostał mi salon. Poukładałam wszystkie zdjęcia i zadowolona siedziałam na podłodze.

- Matko nie wiedziałem, że zakupy niby w naszym kraju są takie trudne dla obcego. Posługuję się angielskim, ale na większości produktach napisali po irlandzku. Dobrze, że w sklepie pracuje miły Pan i mi pomógł. Polubisz go. – zauważył Roy wchodząc z dwiema torbami do domu
- Wiem, że jest bardzo miły. Zawsze u niego robiliśmy zakupy. – zaśmiałam się wstając z podłogi – Wszystko kupiłeś z listy?
- Z pomocą tak, bez pomocy nie miałem nawet połowy. A i kupiłem kilka rzeczy spoza listy. Tutejsze specjały, które warto spróbować. Nie potrafiłem odmówić. – westchnął na co się zaczęłam śmiać – Jestem słaby co?
- Kochany. – dałam mu całusa rozpakowując zakupy – Ale ja skończyłam. I możemy już na całego korzystać z naszego domu. A i dzwonił Paweł, powiedział że Sandra za nami tęskni i nie przyjmie żadnego słowa, które będzie mówiło o tym, że nie pojawimy się na sylwestrze u nich w Londynie.
- Myślałem, że oni przyjadą do nas no ale jeśli chcą nas w stolicy. – zauważył – I gotowa na pierwszy dzień pracy?
- Tak, ale zapewne zacznę się stresować w niedzielę. Chociaż z drugiej strony pociesza mnie fakt, ze ty również idziesz pierwszy dzień do pracy a co za tym idzie nie jestem sama.
- Ale ja się nie stresuje, to coś co robiłem. – zaśmiał się – To o ciebie się martwię, nauczycielka, to coś nowego.
- Masz jakieś ale do nauczycielek? – oparłam się o blat zerkając na niego
- Nie, jeśli nie są wredni. Gdybym był uczniem. – zablokował mnie opierając dłonie po obu moich stronach – Nie spóźniłbym się na zajęcia, tylko dlatego, aby oglądać seksowną nauczycielkę która kolorami odkrywa świat.
- Roy. – jęknęłam – Teraz pójdę na zajęcia w poniedziałek i będę o tym myśleć jak zobaczę młodych uczniów, którzy na mnie patrzą. Dobrze wiesz, że nie jestem do tego przyzwyczajona. Moja praca polegała na tym, że byłam schowana przed ludźmi. Owszem rozmawiałam z innymi, ale były to rozmowy na temat obrazów.
- I o tym będziesz rozmawiać z dzieciakami. O tym jak powinni szukać inspiracji, jakich barw używać. Sztuka i to wszystko. – dał mi całusa, którego odwzajemniłam – Bądź sobą, a cię polubią. W końcu ja też na to zwróciłem uwagę.
- Owszem i nie dałeś mi spokoju, aż w końcu zostałam twoją żoną. – zaśmiałam się a on tylko machnął ręką – Ok, będę już cicho.
- I na tym mi zależało. – zamruczał całując mnie po szyi i zaraz posadził na blacie, gdzie w całym domu było słychać mój głośny śmiech

***

Poniedziałek, ubrana na luzaka a nie w garsonkę ruszyłam do nowej pracy. Stresowałam się i to bardzo, ale tuż przed rozpoczęciem zajęć dostałam miłą wiadomość, która zdecydowanie podniosła mnie na duchu. Dlatego z uśmiechem siedziałam w swojej klasie i czekałam na dzwonek. Kiedy pojawili się studenci – tylko garstka, która uczęszczała na zajęcia ze sztuki to się z nimi przywitałam. Tyle tylko, ze bardziej byli zainteresowani moją osobą niż zajęciami. Jakimś cudem udało im się wcześniej dowiedzieć kim jestem i gdzie pracowałam.

- W takim razie dlaczego przeniosła się Pani z Londynu do nas, małej miejscowości niedaleko Belfastu?
- Dobre pytanie. – zaśmiałam się siadając na krześle
- Po prostu nas ciekawi, co główny konserwator zabytków pracujący w Nationall Galery nagle zostaje nauczycielem sztuki.
- Miłość. – zauważyłam po dłuższej chwili bawiąc się obrączka
- Nie jest Pani…  - zaczęła jedna z dziewczyn na co się zaśmiałam
- Nikt nie jest za stary na miłość, zaufajcie mi. Jednak to co będziemy tu tworzyć, mogę was zapewnić będzie tworzone z miłości, nienawiści, smutku, radości, zawodu. Wszystko co w nas siedzi, skłania nas do tworzenia. Jak czytaliście mój życiorys, również malowałam, przestałam i pracowałam w galerii. A teraz wróciłam i chcę nauczyć was, jak korzystać z waszego talentu.
- Czyli Pani powróciła do malowania z powodu miłości?
- Nieh, to byłoby zbyt oczywiste dla was. – zaśmiałam się – Ale jeśli chcecie już znać prawdę, to straciłam kogoś ważnego w swoim życiu. Był moim największym fanem i jego ostatnim życzeniem był mój powrót. To chyba na tyle. – rzuciłam kiedy usłyszałam dzwonek – Na następnej lekcji zaczniemy tworzyć, i zastanówcie się nad tym. Co byście chcieli mi pokazać, jak ukazać w jednym rysunku siebie. Nie chce, abyście przychodzili do mnie już z gotowym rysunkiem, będziecie tworzyć je tutaj, na miejscu. Jeśli w Sali nie ma czegoś co potrzebujecie, to wystarczy to przynieść z domu, albo napisać mi na kartce i po rozmowie z dyrektorem wam dostarczę.

Wszyscy pokiwali mi głową i o dziwo wszyscy wyszli bez żadnej prośby. Więc sama spakowałam swoją torbę i wyszłam z Sali. Z uśmiechem wyszłam z budynku i widziałam znajomy samochód więc od razu poszłam w tamtym kierunku i wsiadłam do środka.

- Będziesz mnie teraz odbierać z pracy? – zaśmiałam się dając mu buziaka
- Pomyślałem, że w pierwszy dzień po ciebie przyjdę. No wiesz jakbym musiał cię pocieszać. Ale jak widać wszystko dobrze.
- Właściwie to dużo rozmawialiśmy dzisiaj, wypytywali o mnie bo niestety moje nazwisko da się sprawdzić w internecie. – westchnęłam a on się zaśmiał – Craven, Craven.
- Myślałem, że lubisz moje nazwisko. – zauważył – Ale chyba dobrze, że znają twoje sukcesy. To czasem ułatwia współpracę. I wiem również, że jak zobaczą twoją sztukę to ją pokochają tak samo jak ja. I siedząc w domu pomyślałem, że może namalujesz coś fajnego i powiesimy to w salonie? Jest tam puste miejsce.
- Jeśli mnie natchniesz. – puściłam mu oczko na co się zaśmiał – Ale nie jedziemy do domu?
- Nieh, zabieram cię na obiad za miasto. I do kina. Pomyślałem, że odwiedzimy stolicę, poznamy coś więcej.
- Już cię ciągnie do większego miasta? – zaśmiałam się, a on tylko rzucił, że ma ochotę na taki wypad

Nie powiem, ale miło było spędzić dzień z mężem. Najpierw kino, później kolacja i wróciliśmy do mieszkania, gdzie usiedliśmy na kanapie przed telewizorem. Miło było spędzać tak wieczory, z dala od jakichkolwiek problemów, czy upierdliwych adoratorów. W dodatku i Roy był spokojniejszy. Czułam to, ale byłam również ciekawa ile tak wytrzyma.  Z dala od dużego miasta, ciągłego ruchu i szpitala. Rozciągnęłam się i dałam mu buziaka w policzek na co zdziwiony na mnie spojrzał. Ale tylko powiedziałam, że jestem zmęczona i idę spać. Uśmiechnął się do mnie tak jak uwielbiałam i kiedy tylko przekroczyłam próg salonu usłyszałam jak przełączył na mecz. Zaśmiałam się, bo nic nie mówił o tym, że ktoś dzisiaj gra, tylko jakby nigdy nic oglądał ze mną film. Położyłam się spać, ciężko było się rozgrzać samemu w łóżku, ale kiedy mi się to udało, poczułam jak Roy obejmuje mnie w pasie i sam wtula we mnie. Odwróciłam się do niego przodem z uśmiechem na co zamruczał.

- Nie ładnie się tak rozgrzewać. Masz strasznie zimne stopy.
- Nie przypuszczałem, że ten dom jest tak zimny wieczorami. Nie dziwię się dlaczego w salonie stoi kominek.
- A beze mnie jest nudno przed kominkiem co? – wtuliłam się w jego szyję na co zamruczał, że tak – Chodź tu zmarzluchu. – szepnęłam przytulając go i obejmując jego stopy swoimi – Zapomniałam, ze jesteś taki duży.
- Oj nie zapomniałaś, masz dobrą pamięć i wiesz co się działo dwa dni temu. A jak nie pamiętasz to mogę ci przypomnieć.
- To ja dobrze wiem, ale czas spać. Jutro mam kolejne zajęcia i muszę być wyspana a nie wyglądać na kolejną artystkę, która żyje aż tak ostro.
- Masz obrączkę, to też dobrze o mnie mówi. – zaśmiał się – Ale dam ci spokój, na jakiś czas. – zamruczał mi do ucha – Muszę spłodzić w końcu syna.
- I córkę.


Ziewnęłam wtulając się w niego mocno na co cicho się zaśmiał i mocniej mnie przytulił, więcej nie było mi potrzeba. Tylko ja i on, w Ash Cottage. 

&&&

Tadam... mamy koniec, to opowiadanie choć ma tylko 20 rozdziałów, to jest jednym z moich ulubionych w kolekcji. I sama nie wiem dlaczego... zwłaszcza, że to o normalnych ludziach, o których zdecydowanie piszę się ciężko, zwłaszcza, dla kogoś kto zaczynał od pisania opowiadań z siatkarzami/piłkarzami w roli głównej. Ale mamy jak widać sielankę w Ash Cottage, i wam zostawiam do rozstrzygnięcia czy będą mieć dziewczynkę czy chłopca. A teraz zapraszam na drugie opowiadanie - https://the-ghost-in-your-smile.blogspot.com/  - jak na razie tylko tam będą pojawiać się rozdziały... bo prawdę mówiąc nie wiem czy dodawać coś jeszcze... także ten... to na tyle ode mnie :) 

1 komentarz:

  1. Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się końca ^^ Przez cały czas gdy czytałam ten sielankowy rozdział, zastanawiałam się, kiedy to wszystko wybuchnie, w końcu Roy i Audrey to mieszanka wybuchowa i jeśli o nich chodzi, wszystko jest możliwe :) Na całe szczęście przetrwali kryzys w swoim małżeństwie i dzięki szczerym rozmowom wyszli na prostą. Znaleźli swoje miejsce na ziemi, w którym czują się szczęśliwi. Ja tam obstawiam parkę ^^

    OdpowiedzUsuń