Nie wiedziałam co się ze mną dzieje, stałam właśnie w naszym
domu, w Irlandii z kartonem i myślałam od czego zacząć, gdzie to wszystko
poukładać. Minęły trzy tygodnie od kiedy Roy zaproponował mi przeprowadzkę, a
moja decyzja została podjęta po kolejnym spotkaniu z moim szanownym dyrektorem.
Czułam, ze to najgorsze co może być – taka relacja i dlatego powiedziałam stop.
A teraz z szerokim uśmiechem stałam w domu, i od poniedziałku miałam zacząć
pracę w szkole. Po całonocnej rozmowie jaką odbyłam z moim mężem na temat
naszej przyszłości postanowiłam pójść w stronę malarstwa, w stronę czegoś co
mnie uspokajało i chciałam przekazać swoje nauki innym. O dziwo dyrektor był
zadowolony z mojego cv i przyjął mnie już po pierwszej rozmowie. Jak widać
bardzo mu zależało na tym, aby znaleźć kogoś na to stanowisko. Roy natomiast miał
pracować jako konsultant w przychodni. Jak na razie, bo od razu mu
powiedziałam, że jeśli poczuje, że to nie praca dla niego będzie mógł wrócić na
oddział. Wysłałam go na zakupy, a sama zajęłam się rozpakowywaniem naszych
rzeczy. Wolałam mieć wszystko poukładane. Główne pokoje były już gotowe do
użytku, kuchnia również i pozostał mi salon. Poukładałam wszystkie zdjęcia i
zadowolona siedziałam na podłodze.
- Matko nie wiedziałem, że zakupy niby w naszym kraju są
takie trudne dla obcego. Posługuję się angielskim, ale na większości produktach
napisali po irlandzku. Dobrze, że w sklepie pracuje miły Pan i mi pomógł.
Polubisz go. – zauważył Roy wchodząc z dwiema torbami do domu
- Wiem, że jest bardzo miły. Zawsze u niego robiliśmy
zakupy. – zaśmiałam się wstając z podłogi – Wszystko kupiłeś z listy?
- Z pomocą tak, bez pomocy nie miałem nawet połowy. A i
kupiłem kilka rzeczy spoza listy. Tutejsze specjały, które warto spróbować. Nie
potrafiłem odmówić. – westchnął na co się zaczęłam śmiać – Jestem słaby co?
- Kochany. – dałam mu całusa rozpakowując zakupy – Ale ja
skończyłam. I możemy już na całego korzystać z naszego domu. A i dzwonił Paweł,
powiedział że Sandra za nami tęskni i nie przyjmie żadnego słowa, które będzie
mówiło o tym, że nie pojawimy się na sylwestrze u nich w Londynie.
- Myślałem, że oni przyjadą do nas no ale jeśli chcą nas w
stolicy. – zauważył – I gotowa na pierwszy dzień pracy?
- Tak, ale zapewne zacznę się stresować w niedzielę. Chociaż
z drugiej strony pociesza mnie fakt, ze ty również idziesz pierwszy dzień do
pracy a co za tym idzie nie jestem sama.
- Ale ja się nie stresuje, to coś co robiłem. – zaśmiał się
– To o ciebie się martwię, nauczycielka, to coś nowego.
- Masz jakieś ale do nauczycielek? – oparłam się o blat
zerkając na niego
- Nie, jeśli nie są wredni. Gdybym był uczniem. – zablokował
mnie opierając dłonie po obu moich stronach – Nie spóźniłbym się na zajęcia,
tylko dlatego, aby oglądać seksowną nauczycielkę która kolorami odkrywa świat.
- Roy. – jęknęłam – Teraz pójdę na zajęcia w poniedziałek i
będę o tym myśleć jak zobaczę młodych uczniów, którzy na mnie patrzą. Dobrze
wiesz, że nie jestem do tego przyzwyczajona. Moja praca polegała na tym, że
byłam schowana przed ludźmi. Owszem rozmawiałam z innymi, ale były to rozmowy
na temat obrazów.
- I o tym będziesz rozmawiać z dzieciakami. O tym jak
powinni szukać inspiracji, jakich barw używać. Sztuka i to wszystko. – dał mi
całusa, którego odwzajemniłam – Bądź sobą, a cię polubią. W końcu ja też na to
zwróciłem uwagę.
- Owszem i nie dałeś mi spokoju, aż w końcu zostałam twoją
żoną. – zaśmiałam się a on tylko machnął ręką – Ok, będę już cicho.
- I na tym mi zależało. – zamruczał całując mnie po szyi i
zaraz posadził na blacie, gdzie w całym domu było słychać mój głośny śmiech
***
Poniedziałek, ubrana na luzaka a nie w garsonkę ruszyłam do
nowej pracy. Stresowałam się i to bardzo, ale tuż przed rozpoczęciem zajęć
dostałam miłą wiadomość, która zdecydowanie podniosła mnie na duchu. Dlatego z
uśmiechem siedziałam w swojej klasie i czekałam na dzwonek. Kiedy pojawili się
studenci – tylko garstka, która uczęszczała na zajęcia ze sztuki to się z nimi
przywitałam. Tyle tylko, ze bardziej byli zainteresowani moją osobą niż zajęciami.
Jakimś cudem udało im się wcześniej dowiedzieć kim jestem i gdzie pracowałam.
- W takim razie dlaczego przeniosła się Pani z Londynu do
nas, małej miejscowości niedaleko Belfastu?
- Dobre pytanie. – zaśmiałam się siadając na krześle
- Po prostu nas ciekawi, co główny konserwator zabytków
pracujący w Nationall Galery nagle zostaje nauczycielem sztuki.
- Miłość. – zauważyłam po dłuższej chwili bawiąc się
obrączka
- Nie jest Pani… -
zaczęła jedna z dziewczyn na co się zaśmiałam
- Nikt nie jest za stary na miłość, zaufajcie mi. Jednak to
co będziemy tu tworzyć, mogę was zapewnić będzie tworzone z miłości,
nienawiści, smutku, radości, zawodu. Wszystko co w nas siedzi, skłania nas do
tworzenia. Jak czytaliście mój życiorys, również malowałam, przestałam i
pracowałam w galerii. A teraz wróciłam i chcę nauczyć was, jak korzystać z
waszego talentu.
- Czyli Pani powróciła do malowania z powodu miłości?
- Nieh, to byłoby zbyt oczywiste dla was. – zaśmiałam się –
Ale jeśli chcecie już znać prawdę, to straciłam kogoś ważnego w swoim życiu.
Był moim największym fanem i jego ostatnim życzeniem był mój powrót. To chyba
na tyle. – rzuciłam kiedy usłyszałam dzwonek – Na następnej lekcji zaczniemy
tworzyć, i zastanówcie się nad tym. Co byście chcieli mi pokazać, jak ukazać w
jednym rysunku siebie. Nie chce, abyście przychodzili do mnie już z gotowym
rysunkiem, będziecie tworzyć je tutaj, na miejscu. Jeśli w Sali nie ma czegoś
co potrzebujecie, to wystarczy to przynieść z domu, albo napisać mi na kartce i
po rozmowie z dyrektorem wam dostarczę.
Wszyscy pokiwali mi głową i o dziwo wszyscy wyszli bez
żadnej prośby. Więc sama spakowałam swoją torbę i wyszłam z Sali. Z uśmiechem
wyszłam z budynku i widziałam znajomy samochód więc od razu poszłam w tamtym
kierunku i wsiadłam do środka.
- Będziesz mnie teraz odbierać z pracy? – zaśmiałam się
dając mu buziaka
- Pomyślałem, że w pierwszy dzień po ciebie przyjdę. No
wiesz jakbym musiał cię pocieszać. Ale jak widać wszystko dobrze.
- Właściwie to dużo rozmawialiśmy dzisiaj, wypytywali o mnie
bo niestety moje nazwisko da się sprawdzić w internecie. – westchnęłam a on się
zaśmiał – Craven, Craven.
- Myślałem, że lubisz moje nazwisko. – zauważył – Ale chyba
dobrze, że znają twoje sukcesy. To czasem ułatwia współpracę. I wiem również,
że jak zobaczą twoją sztukę to ją pokochają tak samo jak ja. I siedząc w domu
pomyślałem, że może namalujesz coś fajnego i powiesimy to w salonie? Jest tam
puste miejsce.
- Jeśli mnie natchniesz. – puściłam mu oczko na co się
zaśmiał – Ale nie jedziemy do domu?
- Nieh, zabieram cię na obiad za miasto. I do kina.
Pomyślałem, że odwiedzimy stolicę, poznamy coś więcej.
- Już cię ciągnie do większego miasta? – zaśmiałam się, a on
tylko rzucił, że ma ochotę na taki wypad
Nie powiem, ale miło było spędzić dzień z mężem. Najpierw
kino, później kolacja i wróciliśmy do mieszkania, gdzie usiedliśmy na kanapie
przed telewizorem. Miło było spędzać tak wieczory, z dala od jakichkolwiek
problemów, czy upierdliwych adoratorów. W dodatku i Roy był spokojniejszy.
Czułam to, ale byłam również ciekawa ile tak wytrzyma. Z dala od dużego miasta, ciągłego ruchu i
szpitala. Rozciągnęłam się i dałam mu buziaka w policzek na co zdziwiony na
mnie spojrzał. Ale tylko powiedziałam, że jestem zmęczona i idę spać.
Uśmiechnął się do mnie tak jak uwielbiałam i kiedy tylko przekroczyłam próg
salonu usłyszałam jak przełączył na mecz. Zaśmiałam się, bo nic nie mówił o
tym, że ktoś dzisiaj gra, tylko jakby nigdy nic oglądał ze mną film. Położyłam
się spać, ciężko było się rozgrzać samemu w łóżku, ale kiedy mi się to udało,
poczułam jak Roy obejmuje mnie w pasie i sam wtula we mnie. Odwróciłam się do
niego przodem z uśmiechem na co zamruczał.
- Nie ładnie się tak rozgrzewać. Masz strasznie zimne stopy.
- Nie przypuszczałem, że ten dom jest tak zimny wieczorami.
Nie dziwię się dlaczego w salonie stoi kominek.
- A beze mnie jest nudno przed kominkiem co? – wtuliłam się
w jego szyję na co zamruczał, że tak – Chodź tu zmarzluchu. – szepnęłam
przytulając go i obejmując jego stopy swoimi – Zapomniałam, ze jesteś taki
duży.
- Oj nie zapomniałaś, masz dobrą pamięć i wiesz co się
działo dwa dni temu. A jak nie pamiętasz to mogę ci przypomnieć.
- To ja dobrze wiem, ale czas spać. Jutro mam kolejne
zajęcia i muszę być wyspana a nie wyglądać na kolejną artystkę, która żyje aż
tak ostro.
- Masz obrączkę, to też dobrze o mnie mówi. – zaśmiał się –
Ale dam ci spokój, na jakiś czas. – zamruczał mi do ucha – Muszę spłodzić w
końcu syna.
- I córkę.
Ziewnęłam wtulając się w niego mocno na co cicho się zaśmiał
i mocniej mnie przytulił, więcej nie było mi potrzeba. Tylko ja i on, w Ash
Cottage.
&&&
Tadam... mamy koniec, to opowiadanie choć ma tylko 20 rozdziałów, to jest jednym z moich ulubionych w kolekcji. I sama nie wiem dlaczego... zwłaszcza, że to o normalnych ludziach, o których zdecydowanie piszę się ciężko, zwłaszcza, dla kogoś kto zaczynał od pisania opowiadań z siatkarzami/piłkarzami w roli głównej. Ale mamy jak widać sielankę w Ash Cottage, i wam zostawiam do rozstrzygnięcia czy będą mieć dziewczynkę czy chłopca. A teraz zapraszam na drugie opowiadanie - https://the-ghost-in-your-smile.blogspot.com/ - jak na razie tylko tam będą pojawiać się rozdziały... bo prawdę mówiąc nie wiem czy dodawać coś jeszcze... także ten... to na tyle ode mnie :)
Szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się końca ^^ Przez cały czas gdy czytałam ten sielankowy rozdział, zastanawiałam się, kiedy to wszystko wybuchnie, w końcu Roy i Audrey to mieszanka wybuchowa i jeśli o nich chodzi, wszystko jest możliwe :) Na całe szczęście przetrwali kryzys w swoim małżeństwie i dzięki szczerym rozmowom wyszli na prostą. Znaleźli swoje miejsce na ziemi, w którym czują się szczęśliwi. Ja tam obstawiam parkę ^^
OdpowiedzUsuń