środa, 20 lutego 2019

XIX

Wróciłam do pracy i ponownie starałam się unikać mojego szefa. W dodatku byłam sama w domu, Roy pojechał do Irlandii aby załatwić wszelkie sprawy związane z wynajmem domu. Miło, że wziął to na siebie, bo po powrocie do pracy miałam naprawdę urwanie głowy. Siedziałam właśnie z kubkiem gorącej herbaty nad papierami kiedy usłyszałam mój telefon. Wygrzebałam go spod sterty i od razu odebrałam.

- Dzień dobry jakieś nowe wieści? – zauważyłam z uśmiechem
- Wiesz jak tu powoli czas leci? Wstałem, zjadłem śniadanie i już w Londynie jadłbym lunch a tutaj dopiero jest południe. Bez ciebie to naprawdę jest nudno.
- O jak miło to słyszeć. – uśmiechnęłam się pod nosem – A jak tam spotkania?
- Miałem dopiero dwa i jeszcze kilka przede mną. I właściwie to nic nie robię, odpoczywam.
- Odpoczynek ci się przyda. – zauważyłam
- A ty w pracy siedzisz pewnie? – na co potwierdziłam – Ale nie przemęczasz się co? Dopiero wyszłaś z choroby.
- Roy pracuje jak zawsze. Osiem godzin i do domu. I wiesz, że wolałabym być tam z tobą.
- Wiem, wiem ale tęsknie. – westchnął
- Tęsknisz za mną, czy za pracą i ciągłym ruchem?
- Za stokrotką i jej uśmiechem. – zauważył na co się uśmiechnęłam – Kocham cię.
- Ja też, ale muszę kończyć. Nie chcesz abym siedziała po godzinach. I zobaczymy się w czwartek. Będę czekać na ciebie w domu z obiadem.
- W takim razie ja przygotuje się na kolejne spotkanie. Oby tym razem ktoś fajny się trafił.

Dni mijały a ja skupiłam na pracy, jednak w czwartek wyszłam wcześniej i z uśmiechem wróciłam do domu. Zrobiłam zakupy i zajęłam obiadem. Kiedy wszystko było gotowe to czekałam tylko, aż pod dom podjedzie taksówka. Byłam ciekawa czy wynajął już komuś dom i kim są nowi mieszkańcy. Doprawiałam właśnie sos kiedy zobaczyłam mojego męża z kwiatami.

- Roy? – zdziwiona na niego spojrzałam – kiedy podjechałeś?
- Przyszedłem. – zaśmiał się – Po drodze wstąpiłem do kwiaciarni na rogu po kwiaty.
- A z jakiej to okazji? – zaśmiałam się nalewając do wazonu wodę a on wzruszył ramionami – Ty coś kombinujesz.
- Ahh znasz mnie, ale to później. Najpierw może obiad, jestem strasznie głodny.

Kiwnęłam tylko głową, ale i tak byłam nieufna i mu się cały czas przyglądałam. Byłam ciekawa co on znowu przeskrobał, albo wymyślił. Jednak zjedliśmy obiad i bawiąc się kieliszkiem wina czekałam aż on zacznie mówić. Tyle tylko, że mu się nie spieszyło. Dolał nam jeszcze wina i poszedł po ciastka do kuchni, ale w końcu sama nie wytrzymałam.

- Powiesz mi w końcu czy nie?
- Nie wynająłem. – wzruszył ramionami
- Dlaczego? Mieliśmy dużo ofert, na pewno ktoś był odpowiedni. Spotkałeś się ze wszystkimi?
- Tak. – rzucił a ja nic nie rozumiałam – Po prostu, nie mogłem go wynająć.
- Jak to nie mogłeś? Wystarczyło podpisać tylko umowę na pół roku i już. Coś ty wymyślił? Nie możemy pozwolić, aby dom stał pusty, mówiłam ci! – wstałam ze swojego miejsca
- Audrey uspokój się.
- Uspokój się?! Jak ja mam się uspokoić, jeśli ty mi mówisz, że dom będzie stać pusty? Pojechałeś tam na kilka dni i miałeś wszystko załatwić. Czy to tak trudno zrobić?!
- Chcę się tam przeprowadzić. – powiedział spokojnie
- C-co?
- Nie mogę ci złamać serca i go komuś wynająć. Mówisz, że wszystko ok, sama wybrałaś oferty, ale kiedy spotkałem się z tymi rodzinami, zrozumiałem, że ładnie to wygląda na papierze, ale gdybyś ich poznała to nikomu nie wynajęłabyś. Już cię znam, i to dom twojego taty. Poświęcił całe swoje oszczędności dla tego marzenia.
- Ale jak to? – usiadłam zdziwiona – Przecież mamy dom tutaj, pracę. Wszystko tu mamy.
- Możemy wynająć ten dom. jestem lekarzem mogę znaleźć pracę i tam. A jestem pewny, że i ty znajdziesz pracę. Audrey posłuchaj, wiem, że jesteś tutaj szczęśliwa. Masz pracę no i mamy tutaj rodzinę, przyjaciół. Ale oni dla nas będą nawet jak przeprowadzimy się do Irlandii. A wiem jaka byłaś tam szczęśliwa, spokojna. I myślę, że ta przeprowadzka wprowadzi też dużo spokoju do naszego związku. Posiedziałem tam sam, i zrozumiałem czego chce. Chcę zamieszkać w Irlandii, z tobą. Z piękną Audrey Craven, malarką.
- Naprawdę? – szepnęłam – Chcesz się przeprowadzić? Tak o, rzucić wszystko. zwariowałeś?
- Tak, można to tak nazwać. – zaśmiał się – Ale nie uważasz, że to dobry pomysł? No sama powiedź co ci się podoba w tamtym domu.
- Kuchnia, taras i główna sypialnia.
- A pierwsze słowo które odwzajemnia twoje uczucie lub stan ducha kiedy tam jesteś?
- Spokój. – westchnęłam a on się uśmiechnął – Naprawdę chcesz to zrobić? Rzucić pracę, którą kochasz dla nas, dla mnie?
- Nieh, robię to dla siebie. Tutaj jesteśmy w ciągłym ruchu, ja mam dyżury, ty albo praca albo wyjazd służbowy. A kiedy mamy wolne to i tak jesteśmy zabiegani. Jesteśmy w takim wieku, ze potrzebujemy odpoczynku.
- Wypominasz mi starość? – zaśmiałam się a on tylko jęknął – I jak zamierzasz to rozegrać?
- Normalnie, obydwoje mamy dwutygodniowy okres wypowiedzenia. Musimy wynająć dom komuś i najlepiej to poszukać już czegoś tam. Więc lepiej się nad tym zastanowić. Ja jestem gotowy, teraz twoja kolej.
- Mogę nad tym pomyśleć? Potrzebuje tak dwóch dni na to. Bo mimo tego, że ten plan wydaje się świetny, nie zaprzeczam, to jednak jest bardzo odważny. A jak już zauważyłeś, jestem za stara na lekkomyślne decyzje.

- Dobrze dam ci czas i czekam na odpowiedź. – uśmiechnął się do mnie co odwzajemniłam 

1 komentarz:

  1. Jeśli facet przychodzi z kwiatami to wiadomo, że coś kombinuje ^^ Tak już po prostu jest i tyle! Chociaż w tym momencie Roy mi zaimponował. Wpadł na świetny pomysł. W Londynie ich małżeństwo co chwile było wystawiane na próbę. Praca, wyścig szczurów, ciągły stres ... mam tylko nadzieję, że to zrobił z podanych przez siebie powód, a nie dlatego aby trzymać Aundrey z dala od jej szefa :P Chociaż jakby nie patrzeć to i tak ten pomysł jest genialny :)

    OdpowiedzUsuń