Siedziałam w restauracji na obiedzie z Arturo. Cały czas
starał się mnie zaciągnąć do hotelowego pokoju, ale dusiłam wszystko w zarodku.
Jednak jego propozycja przenosin do Paryża cały czas kusiła, i to za każdym
razem coraz bardziej. Byłam właśnie w trakcie pysznego deseru, gdzie czułam jak
jego stopa co chwilę zahacza o moją kiedy usłyszałam swój telefon. Nie znałam
tego numeru, więc od razu odebrałam i czułam się jakby świat mi się rozsypał.
Od razu czułam łzy w oczach i się wyłączyłam.
- Audrey stało się coś?
- Tak, muszę jechać do szpitala. Mój tato…
- Odwiozę cię. – od razu się zaoferował i zapłacił za nasz
obiad
Nie wiedziałam co się dzieje, po prostu czułam się jakby to
wszystko działo się obok mnie. Za pomocą kierowcy pojechaliśmy do szpitala,
gdzie od razu pobiegłam na ostry dyżur. Nawet nie protestowałam, że Arturo
biegnie za mną. Dorwałam pierwszą lepszą pielęgniarkę, ale nie była w stanie mi
nic powiedzieć, więc dopiero jak dobiegłam do recepcji cokolwiek się
dowiedziałam. Szybko poszłam do Sali w której leżał mój tato i kiedy zobaczyłam
go podpiętego do wszystkich urządzeń to nie mogłam nic powiedzieć.
- Czy państwo są z rodziny? – usłyszałam, ale nic nie
powiedziałam za to Arturo tak – Powinniśmy porozmawiać na korytarzu.
- Mój tato ma lekarza, który pracuje tutaj na oddziale.
Proszę wezwać doktora Kruk. Wystarczy
powiedzieć, że to Audrey Craven.
- Nie ma żadnej wzmianki…
- Sama mam zadzwonić do lekarza czy zrobi to ktoś stąd? –
warknęłam
&&&
Stałem właśnie przy dyżurce pielęgniarek, aby oddać im
wszystkie karty kiedy zobaczyłem uśmiechniętego Pawła, który podszedł do mnie z
nowym rysunkiem.
- Co taki zadowolony?
- Ponieważ uratowałem kolejne dziecko. – wzruszył ramionami
- Doktorze Kruk, wzywają pana z dołu. – rzuciła pielęgniarka
rozmawiając przez telefon – Audrey Craven. – dokończyła na co od razu
podniosłem głowę przerażony
- Proszę powiedzieć, że już idę. – od razu się zerwał w
stronę windy
- Paweł! – zawołałem za nim i sam szybko znalazłem się w
windzie – Audrey?! Co do cholery?
- Czyli dalej ci nie powiedziała. – westchnął – To nie
Audrey, ale twój teść. To jest nasze hasło.
- C-co? – oparłem się o ścianę – Co z nim?
- Rak płuc z przerzutami. Nie poddał się terapii.
- Co on zdurniał?
- To nie moja rodzina. – rzucił ironicznie – Ale myślałem,
że ci w końcu powiedziała. Prosiłem ją o to.
- Audrey się wyprowadziła. I chce rozwodu. – spuściłem głowę
bo teraz docierało do mnie dlaczego – Posądziła mnie o romans z Leslie, ok
spędzałem z nią więcej czasu, więcej niż powinienem. Ale nie zdradziłem jej.
- Zrobiłeś to, przed waszym ślubem. – rzucił – Przepraszam.
Ale jesteś jej teraz potrzebny, Audrey udaje
silną ale widać, że jest w rozsypce.
- To jej najlepszy przyjaciel. Zawsze jej zazdrościłem
takiej więzi z ojcem. A teraz go straci. Widziałem, że jest coś nie tak, ale olałem
to. Co ze mnie za dupek. – uderzyłem w ścianę i zaraz winda się zatrzymała i
wysiedliśmy z niej
- Nie ma już szans, ale jego córka to wrzód na dupie.
Wezwała ciebie, chociaż nie ma żadnej wzmianki. – usłyszałem i o mały włos a
nie rzuciłem się na niego
- Ma prawo wezwać tego kogo chce. – od razu powiedział Paweł
– Gdzie jest pacjent?
- W ostatniej Sali po lewej. Możecie go zabrać na oddział,
ale długo to nie pociągnie. Nie rozumiem dlaczego muszę sprzątać po waszych
pacjentach. – mruknął a jeszcze chwila a bym mu przywalił
- Nie ma sensu. – pociągnął mnie za fartuch Paweł na co
tylko westchnąłem
&&&
Mój tato wyglądał jakby spał i miałam nadzieję, że Paweł
jest dzisiaj na oddziale. A nie w domu, bo zdecydowanie miał dalej. Nawet
zapomniałam, że obok mnie jest Arturo i poczułam jak dotknął mojego ramienia na
co się poruszyłam jak oparzona. Przestraszył mnie i to bardzo. I wtedy
otworzyły się drzwi i zobaczyłam ich dwóch. Wiedziałam, że Paweł nie wytrzyma i
wszystko mu powie. Ale widziałam również wzrok mojego męża, więc szybko wstałam
z krzesła zwalając rękę Arturo ze swojego ramienia.
- Audrey chciałbym…
- Miałeś być ze mną szczery – szepnęłam na co pokiwał głową
i wziął do ręki wyniki czytając, tak samo jak Roy – Nie ma wszystkich wyników.
Zaraz to zlecę, ale trzeba będzie trochę poczekać.
- Nie ma problemu. – rzuciłam – Zostanę. – Paweł tylko
pokiwał głową i wyszedł z Sali a ja zostałam sama z rywalami którzy łypali na
siebie ostro – Arturo nie musisz tutaj być, dziękuje, że mnie przywiozłeś.
- Nie muszę, ale chcę zostać. Przyda ci się ktoś do
rozwiania czarnych myśli, a moje opowieści o Paryżu na pewno się spodobają. –
uśmiechnął się do mnie – I w końcu cię namówię na przenosiny.
- Naprawdę nie mam do tego głowy w tym momencie i chciałabym
zostać sama. Ty i tak pewnie masz jeszcze kilka spotkań.
- Właściwie to nie, przyjechałem tylko dla ciebie. –
wzruszył ramionami – Ale ok, zadzwonię wieczorem. – dał mi buziaka w policzek i
wyszedł z Sali
- Mówiłaś, że nikogo nie ma. A jak widać to przenosiny nie
są związane z pracą. – rzucił ironicznie Roy
- Mówiłam prawdę. I co z moim tatą? Proszę cię, potrzebuje
kogoś kto będzie ze mną szczery. – poczułam pierwszą łzę na policzku – Od kiedy
tu jestem nikt nie traktuje mnie poważnie. Lekarz, miał mnie kompletnie w dupie
i nic nie wiem. – wypłakałam – Wiem, ze on umrze ale…
- Jest źle, Paweł wysłał go na dodatkowe badania ale też to wie, tyle tylko ze boi się ci to
powiedzieć. – powiedział na co pokiwałam głową wycierając policzek po którym
leciały mi łzy – Twój tato ma przerzuty, rak atakuje inne narządy. Dlaczego mi
nie powiedziałaś? – poczułam jego dłoń na moich plecach i się po prostu
rozkleiłam – Audrey… - przytulił mnie do siebie mocno – Spokojnie, jestem przy
tobie. – szeptał cały czas głaszcząc mnie po głowie
- Doktorze… - usłyszeliśmy spod drzwi na co od razu
odsunęłam się – Przepraszam, musze zabrać pacjenta na badania. – powiedziała
speszona pielęgniarka
- Tak, tak. Chodź Audrey, pojedziesz ze mną na górę,
napijesz się herbaty. Mam dyżur. – westchnął wskazując na swój strój, gdzie
była widoczna mokra plama na piersi
- Zostanę na dole. – szepnęłam na co pokiwał głową
Zostałam sama gdzie siedziałam na poczekalni wpatrując się w
jeden punkt. Dalej nic nie wiedziałam, i pozostało mi tylko siedzieć na
niewygodnym krzesełku płacząc i czekając na jakiekolwiek wieści. Zobaczyłam
przed nosem chusteczkę, więc podniosłam głowę. Przede mną w normalnych ciuchach
stał Roy, na co mnie zdziwił bo w końcu było za wcześnie, aby skończył się jego
dyżur. Wyciągnął w moim kierunku dłoń, więc złapałam za swoją torbę i
odeszliśmy w bardziej spokojne miejsce, gdzie były dwa krzesełka wolne.
Usiadłam jako pierwsza i dalej czekałam.
- Paweł myśli o tym, aby zatrzymać twojego tatę na oddziale.
Dostałby własną salę.
- Nie zdążyłam zadzwonić do hospicjum które mi polecił. –
szepnęłam bawiąc się chusteczką – Myślałam, że jest czas…
- Wszystko wiem, i nie miał dużo czasu. Po pierwszych
wynikach lekarz dał mu cztery miesiące, mógł żyć rok, dwa. Ale z odpowiednią
terapią. Nie zgodził się, co jest dla mnie idiotyzmem.
- Przeżył już wiele na tym świecie, miał złe momenty jak i
te dobre. Powiedział mi, że ze sobą zabiera te najważniejsze wspomnienia, te
związane ze mną. Nie jestem gotowa, aby go stracić na zawsze. – powiedziałam
ponownie zaczynając płakać – Wiem, że go nie lubisz, ale proszę cię nie nazywaj
go idiotą.
- Nie o to mi chodziło. – westchnął łapiąc mnie za dłoń – Po
prostu jestem zły sam na siebie. Nie reagowałem mimo tego, że widziałem twoją
zmianę nastroju. I dlaczego mi nic nie powiedziałaś?
- Aby nasze małżeństwo się nie rozpadło. Mój tato wiedział,
że winą obarczę ciebie jakby poszło coś nie tak, dlatego wybrałam Pawła. Nikt
mi nie powiedział jak długo… czułam, że to krótki czas, mój tato załatwiał na
gwałt wszystkie formalności. Ale jednak…
- Nie wiem co ci powiedzieć. – westchnął – Wszystkie słowa,
które mówię po stracie pacjenta teraz wydają się nic nie warte. Serce mnie boli
kiedy widzę twój ból. – szepnął mi do ucha
- Dlaczego jesteś tutaj zamiast na oddziale? – spojrzałam na
niego na co lekko się uśmiechnął i powiedział, że nie wyobraża sobie aby mógł
być w tym momencie gdzie indziej, kiedy go potrzebuje – Mój tato bardzo chciał,
abyśmy się pogodzili. Wrócili do siebie. – powiedziałam patrząc przed siebie –
Powtarzałam, ze to już za późno… Roy co się z nami stało? – szepnęłam wzrok
skupiając na jego twarzy – Dlaczego ja mam mętlik w głowie i balansuje na
cienkiej linii?
- Nie wiem, ale może trzeba było mnie zdradzić to byś
dowiedziała się co sprawia ci bardziej przyjemność. Małżeństwo czy wolność.
- Słucham?
- Nie mówię ci, abyś pojechała teraz do tego żabojada od
siedmiu boleści i się z nim pieprzyła jak króliki. Po prostu… myślę, że masz
mętlik w głowie, ponieważ uwagę na tobie skupił nie ten mężczyzna co powinien.
Domyślam się, że ten pewny siebie dupek nie trzymał łap przy sobie, a tobie
sprawiło to przyjemność, aż do chwili kiedy oprzytomniałaś. – rzucił na co
zamknęła oczy – Nie będę ci prawić kazań, obydwoje zbłądziliśmy. Prawda jest
taka, ze sam dopuściłem się zdrady. Nie teraz. – powiedział kiedy utkwiłam w
nim wzrok – Przed naszym ślubem, byłem głupi i pijany, uważałem, że małżeństwo
to wielka porażka, że to więzienie i chciałem zasmakować ostatniego wolnego
seksu. Chce żebyś to wiedziała… bo owszem, nie grałem fair, ale po tym jak
zaspokoiłem swoją zachciankę… zobaczyłem cię przy ołtarzu i zrozumiałem, że nie
na tym polega związek. Byliśmy parą przez trzy lata, to ty zawsze stałaś przy
moim boku, czy to w chwilach załamania czy radości. I zawsze byłaś dla mnie
kiedy potrzebowałem rozmowy nawet na głupi temat. Zrozumiałem, że kocham cię na
tyle mocno, że nie wyobrażam sobie dnia bez ciebie. Dalej cię kocham Audrey i
nie odchodź ode mnie. – ściągnął z szyi łańcuszek na którym zabłysła moja
obrączka – Zawsze jesteś ze mną, tutaj. – przyłożył moją dłoń do swojej lewej
piersi – Wróć do domu, i rozwiążmy ten problem razem. – założył mi pierścionek
tak jak w dniu naszego ślubu na co się bardziej rozpłakałam – Już spokojnie. –
przytulił mnie do siebie, więc wtuliłam się w jego szyje, nie wiem ile tak
siedzieliśmy ale zobaczyłam jak ktoś przystanął przy nas więc się podniosłam i
widziałam Pawła
- I co z nim? – wstałam ze swojego miejsca jak oparzona
- Jest bardzo źle… mogę go przyjąć na oddział, ale to nie ma
sensu.
- Jak długo? – szepnęłam i widziałam jak Roy sam wstaje ze
swojego miejsca
- Dzień, dwa. Może tydzień… pamiętasz podałem ci adres
hospicjum. Od razu byśmy go tam skierowali… - zaczął, ale widziałam jak Roy
kiwa tylko głową – W takim razie pozostanie oddział.
- Chcę go zabrać do domu. – na co zdziwieni na mnie
spojrzeli – Wiem, ze chciałby umrzeć w swoim domu. Tak jak jego ojciec.
- Audrey, tutaj będzie miał lepszą opiekę. Nie załatwisz w
ciągu godziny pielęgniarki, która by doglądała pacjenta. Sama nie dasz rady.
- Chce coś zrobić… - wypłakałam
- I robisz. – zaczął Paweł – Od samego początku kiedy się
dowiedziałaś. I po prostu bądź tutaj z nim. Będzie sam na sali, możesz z nim
być tyle ile chcesz. – dokończył delikatnie na co pokiwałam głową – Możecie go
zobaczyć za dwadzieścia minut. I Audrey… przykro mi. Naprawdę ciężko mi przekazywać takie
informacje tobie.
- Dzięki kolego. – rzucił Roy – Zaraz pojedziemy na górę. –
na co pokiwał głową i odszedł a ja zaczęłam się poprawiać – Odprowadzę cię na
salę i pojadę po kilka rzeczy dla ciebie. I dla twojego taty. Pewnie przyda mu
się piżama.
- Dziękuje. – szepnęłam głaszcząc go po ramieniu a on
oczywiście rzucił, że nie mam za co
Szkoda że Roy dowiedział się o stanie ojca Audrey dopiero w kryzysowym momencie. Gdyby dopuścił ją do głosu i wysłuchał, dziewczyna miałaby w nim oparcie dużo wcześniej. Ma rację. Jest dupkiem :P Ale lepiej późno niż wcale. Ciekawi mnie jaka będzie jej reakcja i co postanowi. Będzie chciała ratować małżeństwo? ^^ I czy Roy nareszcie będzie się starał być przykładnym i kochającym mężem? I czy Arturo odpuści? Powiem szczerze że on jest zabawny z tą lekką nachalnością ^^
OdpowiedzUsuń